Bohaterem pierwszego wywiadu jest ksiądz Jerzy Niedbała – podpułkownik w stanie spoczynku, kapelan Ordynariatu Polowego, pełnił posługę kapłańską podczas misji humanitarnej żołnierzy Wojska Polskiego w latach 1992-1993 r. pod flagą ONZ w Kambodży, autor „Wspomnień z Kambodży”, absolwent Liceum Zawodowego w Opatowie z 1978r.

pułkownik Jerzy Niedbała

W jakich latach uczył się Pan w naszej szkole?

1974-1978

Kto był Pana wychowawcą?

Pani Anna Sobczyk była naszą wspaniałą wychowawczynią. Młoda nauczycielka, tuż po studiach, która uczyła nas języka polskiego. Przez cały okres mojej nauki dojeżdżała Ona z Denkówka koło Ostrowca Świętokrzyskiego. Ponieważ miała wspaniałe blond włosy, otrzymała od nas pieszczotliwy pseudonim „Biała”. Lata, kiedy była nam wychowawczynią, obfitowały w Jej życiu wspaniałymi wydarzeniami. Ponieważ była dopiero co po ślubie, spodziewała się syna. Będąc w ciąży, złamała nogę. Ale nasza klasa to coś więcej niż tylko zbiór uczniów, byliśmy i jesteśmy jak rodzina. Pamiętam podróże do Denkówka z klasą, żeby odwiedzić i pocieszyć przebywającą na zwolnieniu lekarskim czy urlopie macierzyńskim Naszą Wychowawczynię i nikomu nie przeszkadzało, że czasem dostał „pałę”. Wszyscyśmy jechali, bo to była Nasza Wychowawczyni. Po urodzeniu przez nią syna, Michała, pojechaliśmy z kwiatami i gratulacjami autobusem rejsowym do Ostrowca. Kiedyśmy się przesiadali na MKS do Denkówka, z przejęcia kwiaty zostały w autobusie. Dopiero na miejscu ktoś woła: dajcie kwiaty, a tu nie ma. Ale dotarliśmy i radości było wiele.

Jak Pan wspomina lata szkolne?

Moje osobiste wspomnienia ze szkoły są bardzo obfite i wszystkich nie da się w tak krótkim streszczeniu opisać. Z nich mogłaby powstać niezła książka, tylko że w niektórych miejscach może nie za bardzo polecana obecnym uczniom szkoły (śmiech).

Warunki nauki w szkole były dość dobre: nowy budynek szkoły, sala gimnastyczna, boiska, obok warsztaty szkolne, internat - tylko zdobywać wiedzę teoretyczną i praktyczną. Klasa nasza liczyła 34 uczniów, w tym cztery wspaniałe uczennice, nasze koleżanki, z których jedna zrezygnowała w trakcie szkoły i do matury doszło tylko trzy. Swoim sposobem bycia bardzo przystawały do naszej - męskiej – klasy, zwłaszcza na zajęciach warsztatowych, chodząc w męskich kombinezonach z pilnikiem w ręku. Nauka w szkole trwała sześć dni w tygodniu. W pierwszej klasie było pięć dni nauki i w czwartek - jeden dzień „warsztatów”, a w drugiej, trzeciej i czwartej klasie cztery dni nauki i dwa dni warsztatów: w czwartek i piątek. W trzeciej klasie mieliśmy miesiąc praktyki w Ostrowieckich Zakładach Napraw Autobusowych – remontowaliśmy z pracownikami tzw. teraz autobusy „Jelcz -Ogórki”.

Jaką drogę kariery wybrał Pan po skończeniu tej szkoły?

Po skończeniu szkoły wybrałem studia filozoficzno-teologiczne, niemające nic wspólnego z nauką w szkole. Ale jazda i naprawa aut - to pozostało i do dzisiaj się przydaje.

Czy było jakieś zdarzenie lub sytuacja, która szczególnie zapadła Panu w pamięć?

Na koniec szkoła organizowała kurs na prawo jazdy kategorii B i egzamin. Ja i dwóch moich kolegów miało już takie Prawo Jazdy i napisaliśmy podanie do dyrekcji, żebyśmy mogli zdawać tak jak uczniowie klas zawodowych, na kategorię C. Dyrekcja się przychyliła do naszej prośby. I tak oprócz świadectwa maturalnego na koniec szkoły otrzymałem jeszcze prawo jazdy kategorii C.

Czy uważa Pan, że uczęszczanie do tej szkoły to był dobry wybór?

Naukę w szkole wspominam pozytywnie, ponieważ dzięki niej zdobyłem maturę, wykształcenie w zawodzie mechanika samochodowego, prawo jazdy, ale przede wszystkim przyjaciół, z którymi utrzymuję po dziś dzień kontakty.

Czy był nauczyciel, którego Pan miło wspomina?

Oczywiście. Z wieloma nauczycielami do dziś utrzymuję kontakty i mile wspominam. Dyrektorem był pan Stefan Dynowski. Pójście do niego na wezwanie do ukarania było przeżyciem niesamowitym. Wiązało się zawsze z surową karą, ale i on miał swoje słabości i słabe strony, które my - uczniowie umieliśmy nieraz wykorzystać. Zastępcą dyrektora był pan Piotr Frejlich, uczył nas elektrotechniki i fizyki. Był dosyć łagodny w ocenianiu nas z przedmiotu, ale jako zastępca dyrektora umiał w bardzo przekonujący sposób zwrócić nam uwagę dotyczącą zachowania klasowego. Pani Halina Podczasi, nauczycielka historii - osoba wspaniała, życiowa, jej zaletą było to, że można było czasem iść do niej z najbardziej osobistą sprawą i zawsze jakoś zaradziła i pomogła.

Pani profesor Anna Jagiełło uczyła nas chemii i fizyki. Była bardzo młoda i pięknej urody, więc wielu chłopaków było w nią zapatrzonych tak, że zapominało prostych odpowiedzi, ale ona zawsze umiała jakoś podpowiedzieć, żeby nie postawić złej oceny. Mnie też ona zafascynowała, bo jako jeden z niewielu zdawałem na maturze fizykę jako przedmiot dodatkowy.

Pani Janina Mroczkowska żałowała, a my z nią tego, że władze miasta lub oświatowe zamknęły strzelnice na terenie starej cegielni, ale to dzięki niej ja wyjeżdżałem ze szkoły na obozy letnie przysposobienia obronnego do Włoszczowej. Pani Zofia Krowińska uczyła nas matematyki. Jej lekcje to była istna sztuka przeżycia, bowiem wyznawała on zasadę: na 5 umie Bóg, na 4 Ona, a na 3 ktoś bardzo dobry. Ocena niedostateczna na koniec semestru był to chleb powszedni. U niej dostać ocenę 3 to był cud dla mnie. Ocena 3 na szynach dla mnie u niej była jak 5. Na półrocze zawsze miałem 2, ale na koniec roku otrzymywałem 3 i przechodziłem do następnej klasy.

Pan Tadeusz Kidoń uczył nas rysunku technicznego: cisza na lekcji, blady strach, rysunki poprawiane po wiele razy przez tych, co nie mieli wyobraźni przestrzennej. Ja natomiast miałem i otrzymywałem prawie zawsze ocenę 4.

Pani Zofia Kadłubicka uczyła nas języka rosyjskiego. Do dziś pamiętam jak na dworzec powiedziałem „dwariec” a nie „wokzał” i dostałem dwóję.

Pan Józef Wróblewski uczył nas niemieckiego. Jego zaletą dla nas było to, że zawsze pytał nasze dziewczyny nawet po trzy razy na jednej i tej samej lekcji, a chłopaków nie pytał. Jak zapytał, a któryś nie wiedział, to mówił: „Jak nie będziesz się uczył, to będziesz g….o w magistracie woził”.

Pan Ryszard Sikora uczył nas technologii i materiałoznawstwa w dość przystępny sposób. Na jego lekcje chciało się chodzić i nikt z nich nie uciekał.

Pana Ryszarda Sardyko pamiętam jako bardzo wymagającego nauczyciela, którego wiedza była niewyobrażalnie wielka, był naszym nauczycielem z przedmiotów zawodowych. Do dzisiaj pamiętam zasady działania silnika Vankla, sprzęgieł, przekładni itp.

W warsztatach szkolnych mieliśmy zajęcia na ślusarni, spawalni, kuźni, obróbce skrawaniem, a przede wszystkich na warsztatach samochodowych. Naszymi wspaniałymi nauczycielami i instruktorami byli, między innymi, profesorowie: Witold Czosnek, August Gębka, Roman Poloczek, Tadeusz Stelmasik. Na warsztaty chętnie chodziliśmy, bo zdobywaliśmy wiedzę praktyczną i dostać ocenę niedostateczną to była rzadkość.


Czy wiadomości i umiejętności zdobyte w tej szkole przydały się Panu w życiu?

Wiedza zdobyta w Liceum Zawodowym, bardzo przydała mi się w życiu. Szkoła przygotowała mnie do życia pod względem ogólnokształcącym jak i zawodowym. Można powiedzieć, że wszechstronnie byłem przygotowany do życia i to w ciągu zaledwie czterech lat, bo tyle trwała nauka w Liceum Zawodowym.

Czy chciałby/chciałaby Pan coś jeszcze od siebie dodać lub przekazać obecnym uczniom „Szkoły na Górce”?

Jest to wspaniała szkoła, bo przygotowuję prze swój program nauczania człowieka do radzenia sobie w życiu.